czwartek, 22 stycznia 2009

portret

Ostatnio zastanawiałem się, podążając za wypowiedzią jednego z wykładowców ASP, czy rzeczywiście nie ma czegoś takiego jak portret psychologiczny? Czy każdy portret jest bardziej odzwierciedleniem autora zdjęcia, niż osoby na nim przedstawionym?


Częściowo można się z tym zgodzić, idąc do jakiegoś studia po portret, dostajemy cały warsztat portrecisty, jego upodobania oświetleniowe i różne tego typu szczegóły. I tego samego dnia, mając takie samo nastawienie do świata, idąc do dwóch różnych osób dostaniemy inne obrazy, ukazujące inne nasze cechy. Każdy portret będzie nieprawdziwy, jeśli odniesiemy go do osoby portretowanej, prawdziwy, jeśli będziemy chcieli poznać wykonawcę.



Z drugiej jednak strony mamy zdjęcia tzw migawkowe, nie pozowane, tylko znalezione i utrwalone cudze chwile. Czy na tej podstawie nie można starać się określić przynajmniej nastroju danej osoby? jej chwilowego poczucia siebie? (to czy czymś się martwi, cieszy, na coś się złości...)



















































A przyglądając się dłużej i składając kilka chwil - czy nie można niejako przedstawić osoby?

5 komentarzy:

  1. Masz rację, to są dwie strony medalu. Według mnie, największym skarbem jest utrwalenie zarówno modela jak i fotografa w zdjęciu. Nie oszukujmy się, nawet w zdjęciach migawkowych- to Ty decydujesz o kadrze oraz ( co najważniejsze) o chwili naciśnięcia spust migawki. To magiczny czas w którym chcemy utrwalić to co jest w tej osobie widoczne, charakterystyczne. Chcemy zatrzymać moment kiedy ta osoba dla nas jest prawdziwa, jest taka jaką znamy. To również subiektywne pojęcie, w końcu każdy z nas inaczej postrzega tą osobę, ale czy ta osoba jest jednolita?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. pewnego dnia, w studiu fotograficznym:
    -dzien dobry. poprosze portet psychologiczny.
    -juz sie robi.
    przy odbiorze:
    -dziekuje, do widzenia.

    ***

    absurdem byloby sadzic, ze dzielo sztuki moze istniec niezaleznie od podwojnego wysilku: artysty i odbiorcy, jak uwierzyc w istnienie slow, ktore przez sam swoj uklad moglyby stworzyc jezyk.
    o psychologizacji przedstawienia decyduje artysta, opowiadajac sie po stronie konkretnej formy, materialu i techniki, i odbiorca, odkodowujac dzielo.
    ile artystow, tyle kodow. ile odbiorcow tyle interpretacji jednego kodu.

    dzien dobry socjologio sztuki.
    wszystko jest relatywne. szczegolnie w sztuce.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja również uważam, że portret jest pewnego rodzaju koniunkcją, a może bardziej przenikaniem się i ogniskowaniem poprzez aparat dwóch osób. Z jednej strony fotograf , który niewątpliwie zawsze podejmuje pewne decyzje i w ten sposób tworzy a z drugiej osoba portretowana, która samą sobą zmienia decyzje fotgrafa. Na przykład rysy twarzy zawężają możliwości fotografa i już nie można jej oświtelać jak kulki. Po drugie miny, wzrok etc... każdy ma własne niepowtarzalne. Pozatym osoba portretowana również zmienia nas poprzez np rozmowę jaką z nami prowadzi.

    Pozdrawiam
    Maciek B.

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękne zdjęcia. Poruszyłeś ciekawą kwestię, choć chyba nierozstrzygalną :) Próbując sobie ułożyć w głowie, jak to jest z tą relacją fotograf - fotografowany, pomyślałam o Avedonie. Tzn. o tym, że jak patrzę na jego portrety, nie myślę "O! Zdjęcie Avedona", tylko: "O! Marilyn Monroe!". Wiem, że to jest jego fotografia, ale nie widzę go na niej, myślę tylko o sportretowanej postaci.
    Chodzi mi o to, że może możliwy jest taki moment w pracy twórczej, kiedy robiąc zdjęcia przestajesz myśleć o sobie - że wyrażasz nimi siebie, że one coś udowadniają (np. zdolności), że coś musisz... Jesteś dla zdjęć, dla portretowanych, a nie oni dla Ciebie. Innymi słowy, jakby to ujął staruszek Kant, fotograf traktuje osobę portretowaną jako cel sam w sobie, nie środek do celu.
    :)

    OdpowiedzUsuń