sobota, 28 lutego 2009

Ilustracja do "Śmierć w Breslau"

"If I  tell you, you'll die," she laughed quietly. "Funny. I can deal out death sentences"






poniedziałek, 16 lutego 2009

Kora



Kiedy jesienią idę z Korą na spacer, zbieram z przydrożnych drzew dzikie jabłka. Rzucam je tak, żeby staczały się ze zbocza. Wtedy zdążą dolecieć dalej, nim ona ich dopadnie.





Kora uwielbia biegać za dżapkami.
Lubi też kaczany, które można znaleźć na pobliskim polu kukurydzy.






Na spacerach zajmuje się swoimi psimi sprawami, rozkopuje kretowiska, szczeka na rowerzystów, a kiedy z krzaków wyleci spłoszony bażant, puszcza się za nim w pogoń.




Kora jest dobrym psem. Dba o nas, a my dbamy o nią.




W brzuszku Kory rosną guzki, których nie można zoperować - ma prawie trzynaście lat i problemy z wątrobą.

Kora boi się wizyt u weterynarza. Kiedy nowotwór nie pozwoli jej już biegać za dżapkami, weterynarz przyjedzie do niej.
Żeby uśpić Korę w domu.

Link od Maćka

Jeśli już mowa o zwierzętach to świetne zdjęcia ma Giacomo Brunelli:

piątek, 13 lutego 2009

autorzy

w kolejności od góry: Hronsky, Demarchelierre, Ballen.

Zwierzęta




Skoro było o myszach, to przy okazji w ogóle o zwierzętach. To są foty które naprawdę uważam za świetne!

czwartek, 12 lutego 2009

fotografia czy malarstwo



fatografia czy malarstwo




Filip Itoito powiedział mi kiedyś, że zawsze myślał o mnie jako o malarzu, a nie jako fotografiku. Kiedy sam o sobie myślę w takich kategoriach, nie potrafię dokonać rozróżnienia. Wydaje mi się, że istnieje tylko twórczość ogólnie pojęta, że takie dzielenie na kategorie malarstwa czy rzeźby jest trochę bez sensu. Chcę coś powiedzieć i wybieram narzędzie do tego - nawet, jeśli przez całe życie jest to takie same narzędzie, to nie wyobrażam sobie, żeby dojrzały, określony twórca nie umiał użyć innego. Czasy rzemiosła twórczego już minęły...
Podobnie traktuję określenie "artysta multimedialny". Dla mnie to niepotrzebne szufladkowanie. I przechwalanie się, że ja, proszę bardzo, i komputer, i performance, i malarstwo... taki jestem, dziewczyny i krytycy, wszechstronny! Jest tylko twórczość ogólnie - no, chyba, że ktoś łączy twórczość plastyczną z np. muzyką albo reżyserią, to rzeczywiście są różne rzeczy...
Sądzę, że o moich fotach można powiedzieć, że są malarskie - tylko po co?

środa, 11 lutego 2009

Krotka histora Polski.

KRÓTKA HISTORIA POLSKI.

1.
Dawno, dawno temu, w zapomnianym już królestwie, żyła sobie pewna mysz, co się kota nie bała. Żadnego. Tak miała, od dziecka.
Pewnego dnia zza gór miauczenie straszliwe się rozległo i kot monstrualny królestwo nawiedził. Łapy miał jak dęby ogromne, pysk jak jaskinię cuchnącą, a obyczaje prymitywne i nie do przyjęcia.
-Dawać mi tu mysich dziewic wór, bo inaczej wszystko zeżrę! – woła.
-A takiego! – woła nasza mysz, która zwała się, tak na marginesie, Jolanta. I kijek misternie w akant strugany w łapki bierze, a różdżka czarodziejska to była (prototyp pendrive`a), i czarować zaczyna. Ale nie kończy, bo miała narkolepsję , więc w połowie zasnęła.
Kot spokojnie czeka na rezultat, ani drgnie, mysz śpi, też ani drgnie. I trwają tak: lato, jesień przemija, potem stulecie jedno, drugie, powoli mech ich zarósł, pył pokrył, w glebę żyzną się przemieniając, aż w końcu na wzgórzu, w jaki kot się przemienił, wybudowano Wawel.

2.
Naukowcy dobrze wiedzą, że kot kiedyś się zniecierpliwi i sobie pójdzie, więc po cichu się umówili, że jakby co to stolicę przeniesie się do Kołobrzegu. Ten główny, co to wymyślił, nazywał się Jagiełło.
Jagiełło miał rysia i był sierotą.
Ryś Jagiełły był rodowodowy i nazywał się Ulrich von Jungingen. Jagiełło go kiedyś strasznie pobił.

3.
Potem tak naprawdę nic ciekawego już się nie działo.
Koniec.

wtorek, 10 lutego 2009

bajka.

Od niedawna mam(y) kota. Taką bajkę wymyśliłem w związku z tym:
STRASZNA, ALE POUCZAJĄCA KRÓTKA BAJKA O MYSZY, CO SIĘ KOTA NIE BAŁA.
Była raz sobie mysz, co się nie bała kota. W ogóle się nie bała.
Niestety, kot też się jej nie bał.
Koniec.
Takie zdjęcia, przypadkowe, chaotyczne, połamane kompozycyjnie są traktowane jako pamiątki do zanudzania znajomych i denerwowania rodziny ("Wyrzuć to zdjęcie!"). Ale umieszczenie ich na blogu, a jeszcze lepiej wystawienie lub ułożenie w album, tworzy z nich jakąś historię, opowieść, nobilituje je. Zamieszczone foty to opowieść o bliskich mi ludziach. Są bardzo prawdziwe, mówią o nich w - jednym ujęciu - to coś najważniejszego.
To także historia ich świata stopniowo się zamykającego, historia starzenia się, bardzo smutna i pogodna jednocześnie. Piękna dziewczyna ze starych zdjęć wcześniej pokazanych to moja babcia, ta bardzo już stara na trzecim zdjęciu poniżej. Ojciec - dynamit w młodości, zmywający i opiekujący się domem na starość.
Jakoś bardziej mi pasuje mówienie o nich poprzez zdjęcia z fleszem.

i jeszcze dwa


lampa błyskowa jeszcze raz






Jeszcze trochę fot z błyskiem - z rodziną rzeczywiście dobrze wychodzi się na zdjęciu. Lubię brutalność takich fot.


a co do rodzinnych zdjęć, to jeszcze te i juz więcej nie mam takich...

niepaptatycznie


"... - Popatrz, tam, zza krzaków!
- Niech ich szlag, Krzyżaków."
Zawsze mi się to zdjęcie tak kojarzyło, z tym fragmentem z K. St. Panów.

i żeby nie było zbyt paptatycznie

a ponieważ nie chciałbym być posądzonym o jakiś szownizm...

jeszcze odnośnie starych...



Jak najbardziej zgoszę się z tym, że patrząc na stare zdjęcia, niezależnie od tego kto się na nich znajduje, czujemy jakąś tkliwość, głębię... może dla tego, że mamy świadomość iż już osoby portretowane możliwe są do "spotkania" tylko w ten sposób... może dla tego, że kiedyś fotografią zajmowali się jedynie nieliczni, wykształceni i zazwyczaj utalentowani plastycznie? może dla tego, że sa po prostu stare...

poniedziałek, 9 lutego 2009

kolorowe





Do przykładów lampy błyskowej prosto w twarz jeszcze wrócę niebawem, jak i do starych zdjęć. Ale teraz, dla równowagi, coś kolorowego i "ładnego". Bo trzeba się chwalić swoimi pracami, czyż nie?

lampa błyskowa.





Lampa błyskowa - taka klasyczna, prosto w twarz... Mam trochę zdjęć tak robionych i lubię je. Nawet je cenię sobie. Wydaje mi się, że mają wartość nie tylko sentymentalną. Ale pewien nie jestem...

niedziela, 8 lutego 2009

kompozycja

fot. nie pamiętam też...
fot. Kasia Fronczek
fot. nie pamiętam, czyja...
fot. moja
fot. moja

kompozycja

Coś się nam pozmieniało i normalna, porządna, zrównoważona kompozycja jest już nudna. Za dużo już tego było. Jak się widzi pracę połamaną kompozycyjnie, z akcentami przy krawędziach albo w narożnikach, to od razu jakoś tak świeżo to wygląda... Pewnie trochę też przez film, jego dynamikę: taka połamana fota czy obraz sugeruje jakiś ciąg dalszy, akcję. Ale na pewno głównie przez znudzenie standardem tak lubię dziwnie zakomponowane prace.

sobota, 7 lutego 2009

Stare zdjęcia.




Nie wiem, dlaczego stare zdjęcia mają w sobie taką intensywność. Może trochę przez naszą świadomość upływającego czasu inaczej, jakoś pełniej je odbieram. Ale chyba głównie dlatego, że pójście do fotografa to było wtedy wydarzenie ważne... Więc coś z tej uroczystej chwili jest w spojrzeniu. Mam wrażenie, że więcej potrafię o tych ludziach powiedzieć, niż po obejrzeniu współczesnych fotek. Może macie jakieś podobne?